Pierwszy tydzień zapadł w Severusowi w pamięci, jako kompletna sielanka upływająca jednak w atmosferze oczekiwania. W końcu nadszedł dzień 2 lipca...

- Cisza! - warknął mężczyzna w czarnej masce.. Cały korowód podobnych osobników ciągnął po mugolskiej dzielnicy. Minąwszy Wisteria Walk stanęli. Mężczyzna, który przed chwilą zbeształ swoich kompanów przystanął i rozejrzał się. Ze szpar maski migotały krwistoczerwone oczy. Jego głos był ciężki, mocny. Czarny płaszcz ukrywał dobrze zbudowane, muskularne ciało, na ramiona opadały długie, czarne jak heban włosy. Wzrok Voldemorta padł na ciemne, jakby opustoszałe okna domu przy Privet Drive nr 4.
- Snape! Malfoy! Do środka! Ale już! Nie uznaję żadnych niepowodzeń! No jazda!
Dwie postacie wysunęły się do przodu i znikły w mroku ciepłego, lipcowego wieczoru. Lucjusz przeskoczył przez krzak przyschniętej róży.
Severus jednak nie zrobił nawet kroku. Przyklęknął za filarem przysłaniającym drzwi wejściowe. Przyćmione światło księżyca oświetlało tabliczkę, na której napisano „V.P.D.Dursley”. Wysunął różdżkę z rękawa i wysunął głowę ze schronienia.

Huknęła sowa.

- Raz...- wyszeptał spękanymi ustami Snape.

Wyszarpał z kieszeni piersiówkę i pociągnął spory łyk. Ręce drżały mu nie tyle ze strachu, ale przede wszystkim ze zniecierpliwienia.

Drugi raz.

Severus przesunął się bliżej wejścia i wyciągnął z kieszeni na piersi scyzoryk. Delikatnie pogrzebał w dziurce od klucza.
Zamek ustąpił.

- Trzy ...- pomyślał

Rzucił ostatnie spojrzenie na Śmierciożerców stojących na skrzyżowaniu i wtopił się w ciemnościach domu.

Leżąc w łóżku Harry rozmyślał o dwóch tygodniach spędzonych wspólnie z Ronem i Hermioną i o brutalnym powrocie do rzeczywistości. Teraz życie wydawało mu się jakieś takie szare... Nie chciał myśleć o pozostałym mu wolnym czasie, który będzie musiał spędzić razem z „rodziną”. Tak właśnie – „rodziną”, bo znacznie bardziej był przywiązany do Weasley’ów i do ich Nory, niż do Dursley’ów i ich sterylnie czystego domku. Powieki zamykały mu się ze zmęczenia. Zasnął.

Obudził go dotyk ręki, która brutalnie zaciskała się na jego ustach uniemożliwiając wydanie jakiegokolwiek dźwięku. Pierwszym obrazem jaki ujrzał, była twarz mężczyzny o czarnych, tłustych włosach i szarej cerze. W ręce zaciskał długi nóż.
- Piśnij Potter, a obiecuję Ci, że długo nie pożyjesz.... - wyszeptał mu wprost do ucha.