W pociągu ciężko było znaleźć wolny przedział, ale im zawsze jakoś się to udawało. Wkrótce cała piątka siedziała na podłodze grając w Eksplodującego Durnia. Świetny humor nie opuszczał ich, dzięki wygłupom Freda i Georga. Nagle poczuli mocne szarpnięcie i pociąg stanął. Światło zgasło, nastały kompletne ciemności. Wszyscy umilkli. Jedynym odgłosem, jaki dochodził do ich uszu, był szybki stukot obcasów na korytarzu. Gdy także on ucichł, drzwi otworzyły się i zakapturzona postać bezszelestnie wślizgnęła się do wnętrza.
- Potter! - syknął Snape - Przez okno, szybko.
- Ale...
- Żadnych „ale” Potter.
- Ale... - jęknęła Hermiona
- Granger, Weasley uciekajcie razem z nim. Jesteśmy w środku lasu, kilkadziesiąt kilometrów od Londynu. Bór jest gęsty, da Wam schronienie.- szeptał rozchylając okno.
- A my?!? Co z nami!?! - powiedział Fred
- Musicie zostać. Nie możecie iść z nimi, to byłoby zbyt podejrzane. Co się gapisz Potter!?!
Po tych słowach Harry oprzytomniał. Wszedł na parapet, zeskoczył na mokrą ściółkę i pomaszerował w kierunku krzaków. Obejrzawszy się, zobaczył jak Snape pomaga wydostać się Hermionie. Po chwili stanęła przy nim i pociągnęła go w opiekuńcze zielone ramiona tego dziwnego tworu, który wcale nie zdawał się specjalnie bezpieczny. Spojrzał na lewo i ujrzał zbliżające się światła i ochrypłe okrzyki. Pochwycił ciche westchnienie Rona. Więc byli już w komplecie. Wciąż szli zagłębiając się w chaszcze. Gałęzie muskały im twarze, a kolce jeżyn kuły boleśnie. Gdy stwierdzili, że są dostatecznie daleko, przysiedli na wielkim głazie, który był na tyle wysoki, że z niego widzieli całe zajście: Snape stojący z założonymi rękoma w pelerynie, z którą bawił się wzmagający wiatr, grupa zamaskowanych mężczyzn w czerni i ON. Hermiona jęknęła ze strachu i przybliżyła się do chłopców.
- Tu nas nie znajdą. - szepnął Ron, choć brzmiało to bardziej, jak prośba.
- Severus Snape - zabrzmiał w nerwowej ciszy głos Lorda. - Witaj. - Wyciągnął rękę do mężczyzny. Profesor przybliżył się, chcąc odwzajemnić gest. Tu zrobił błąd. Zewnętrzna strona dłoni Voldemorta ze świstem przecięła powietrze i z ogromną mocą uderzyła w twarz Mistrza Eliksirów. Severus upadł na podłoże, a rosa otrzeźwiła go. Poczuł cios w okolice żeber.
- Nie znowu - mruknął cicho Snape.
- GDZIE JEST POTTER, PSIE!
- Pottera tu nie ma, panie. - odrzekł Snape modląc się w duchu, żeby jego głos brzmiał w miarę pokornie. - Dumbledore wziął go razem z Granger i Weasley’em ze sobą do Londynu. Wymyślił jakąś bezsensowną wymówkę, że niby Potter nie jest już bezpieczne u Dursley’ów i zabrał go do siebie. Ale to bzdura! - ostatnie słowa wydały się stanowcze na tyle, na tyle, że Lord nakazał sługom podnieść go z trawy. Pierwszy ruszył się Malfoy. Wyciągnął do niego dłoń i pomógł wstać. Na chwile wymienili spojrzenia i Severus wiedział, że kieruje rozmowę na właściwe tory. Następnie Lucjusz usunął się z powrotem na swoje miejsce w Kręgu.
- Co masz na myśli Severusie? - zapytał Voldemort z dużą dawką ciekawości.
- Dyrektor MUSI mieć szpiega. Wśród nas jest zdrajca! - prawie wykrzyczał Snape.
- Bardzo sprytnie. - wyszeptała Hermiona.
Harry i Ron spojrzeli na nią z zastanowieniem. - No tak, w ten sposób odsuwa podejrzenia od siebie - mruknął Ron.
- Domyślny jesteś! - zażartował Harry i cała trójka lekko się uśmiechnęła. Poczuli spokój, wiedzieli, że stary łgarz da sobie radę.
- Ale,.....kto? - zapytał Malfoy zająkując się
- Nie wiem, Malfoy. To musi być ktoś, kto miałby motyw i...kamuflaż. - popatrzył wymownie na Glizdoogona.
- Nie masz dowodów, Snape - warknął na Severusa.
- Odważny się zrobiłeś, od czasu, gdy dałeś się pokonać Blackowi. - mówił Snape - Kwiczałeś zapewne jak zarzynana świnia, zamiast stawić mu czoła. Czyż to nie dziwne? - zapytał z sarkazmem.
- A co Ty takiego zrobiłeś Snape? Dałeś się rozbroić własnym uczniom.
- Ale przynajmniej nie jęczałem o litość. Mam te resztki honoru, których Tobie brak.
- Ty...... - Peter chciał coś powiedzieć, ale nagłe uderzenie rzuciło go na kolana.
- Milcz, Pettigrew! - warknął Voldemort
- Ale, panie..
- Spokój! Natomiast Ciebie, Severusie, - zwrócił się do profesora - czekają wszelkie dobra, o ile się nie mylisz.
- Dziękuje, panie. - rzekł Snape i przyklęknął na jedno kolano.
Voldemort popatrzył na niego przychylnie.
- Nie mamy czasu na zabawę. - warknął Lord do otwierającego drzwi przedziału mężczyzny, który widocznie stwierdził, że czas najwyższy przejść do konkretów, jednak usłyszawszy głos swojego pana, cofnął się i wrócił między resztę Śmierciożerców. - Czas się rozstać. - ciągnął - Do zobaczenia, Severusie, obyś mnie nie zawiódł. - Po tych słowach tłum zniknął, jakby rozpłynął się we mgle. Snape oparł się o ścianę wagonu oddychając ciężko. Dopiero teraz opuściło do zdenerwowanie, choć czuł jeszcze krople zimnego i lepkiego potu w okolicach skroni i karku.
„Co by było, gdyby Potter został w wagonie? Albo gdyby Lord zakrył mnie na kłamstwie?” mimo woli Severus wzdrygnął się „Nie czas myśleć o tym, najlepiej w ogóle tego nie poruszać. Teraz najważniejsze jest odnalezienie Harry’ego i dotarcie do Londynu. Mamy z półgodziny opóźnienia.” Myślał idąc w kierunku lasu.
Harry, Ron i Hermiona zauważyli profesora dopiero, gdy ten znalazł się o jakieś pięć metrów od nich. Na twarzy Śmierciożercy nie było oczekiwanego wyrazu ulgi czy radości. Jego oczy znów stały się zimne, a usta zacisnęły się w ironicznym uśmiechu.
- A więc, panie Potter, przedstawienie skończone. Najważniejszy cel osiągnięty, prawda? Pan Potter jest cały i zdrowy. Zresztą, kto by się przejmował jakimiś zwykłymi dzieciakami, prawda? Bohater Potter jest najważniejszy. - Odwrócił się, a oni powlekli się za nim. Gdy weszli do przedziału, Snape zniknął w jakimś przejściu i zostawił ich samych.


Po pięciu minutach pociąg ruszył, jakby szybciej niż zazwyczaj. Harry’emu w głowie kołatały myśli.
„Dlaczego to JA mam przywilej narażania życia innych, dla ratowania siebie? On ma rację. Zawsze ją miał. Ciągle mówił, że nie jestem niczego wart. Przecież tyle osób mogłoby zginąć, gdyby zaczęli przeszukiwać pociąg. Czym zasłużyłem sobie na takie poświęcenie ze strony wszystkich?”
Poczuł na sobie wzrok Hermiony. Widocznie na zewnątrz wyglądał tak samo, jak czuł się w środku, gdyż jej wzrok był ciepły, a jednocześnie zmartwiony. Ron pociągnął go za rękaw i poprowadził na ich stare miejsca. George i Fred spojrzeli na nich z dużą dawką ulgi.
Dalsza część podróży minęła w ciszy, przerywanej krótkimi wymianami zdań, które szybko się urywały. Wszyscy byli przygnębieni tym, co się stało, a właściwie myślą o tym, co by się mogło stać, gdyby nie Snape....
Wysiadając na peronie 9 i3/4, Harry zauważył profesora. Zdawał się bledszy i bardziej ponury niż zazwyczaj. Nałożył kapelusz na czarne, przylegające do twarzy włosy i zniknął w przejściu z peronu do londyńskiego dworca. Nikt na niego nie czekał. Chłopakowi przeszła przez głowę myśl, że chyba lepiej zastać na dworcu wuja, który traktuje go jak śmiecia, niż zostać samemu i poczuł nagle swoistą sympatię do tego samotnego człowieka......
Podobne myśli krążyły po umyśle Severusa, gdy wsiadał do samochodu i jechał do swojego domu niedaleko Londynu. Była to spokojna okolica. Zawsze wydawała mu się przytulnym miejscem, a dziś wydała me się za cicha, jakby odwiedzał cmentarz, a nie dom rodzinny. Wiedział, że od tej pory posiadłość stanie się jego samotnią i nic nie mógł na to poradzić. Wjechał przez otwarte wrota na podwórze, gdzie czekały na niego skrzaty, przyglądające się mu dziwnymi spojrzeniami. Jeden wybiegł z grupy i wyciągnął ręce po walizę. Severus patrzył osłupiały na całą scenę. Nigdy nie traktował skrzatów źle, ale takiego powitania się nie spodziewał. Selene często nie podobało się jego podejście do sług, gdyż miała co do nich podobny stosunek jak Narcyza. Snape przypomniał sobie awanturę, która wybuchała u Malfoy’ów, gdy Zgredek opuścił raz na zawsze tamten dom. Lucjusz długo nie mógł wyjść z podziwu, nad zdolnością jego żony do prowokowania bezsensownych kłótni. Jego rozmyślania przerwał głos Śmieszki.
- Witamy pana. Jak minęła podróż?
- Dobrze, dziękuje.
- Kolacja stygnie, prosimy do środka.
Severus wszedł do domu, ściągnął kapelusz i dopiero teraz, przywitał się z resztą skrzatów, poczym usiadł i zjadł przygotowany posiłek. Niespodziewanie pojawiła się w pokoju Śmieszka i stojąc pod ścianą wydawała się zmieszana i zawstydzona. - Przyszła do pana poczta, mugolska poczta i my....pomyśleliśmy że ... i ... - mówiła widocznie zakłopotana.
Severus wstał i wyciągnął rękę po kopertę. Była otwarta. Oglądał ją dokładnie zapomniawszy o obecności służącej. Wyciągnął list.
- No tak... - wymamrotał. Nadawcą korespondencji był niejaki Derick Sallywan, prawnie Selene, który z czasem stał się jej kochankiem. Jednym z wielu, jak się powoli okazywało.
- Śmieszko, - skrzatka zadrżała na dźwięk swojego imienia - proszę usuń wszystkie rzeczy pani i przygotuj na jutro do wywiezienia.
- Ale....
- Dowiecie się w stosownym czasie, o co chodzi. Teraz jestem zmęczony. Dobranoc.
Wspiął się po schodach do sypialni i otworzył drzwi. Na widok pościelonego łóżka, poczuł jak bardzo chce mu się spać. Ściągnął więc ubranie i ułożył się na miękkim posłaniu. Ogień w kominku trzaskał wesoło. Severus nagle poczuł się strasznie opuszczony i samotny w pustym łóżku, nie słysząc śmiechu swojego syna, którego dźwięk zazwyczaj wypełniał cały dom, nie czując dotyku żony i nie widząc jej oczy. Myślał, że jest tylko jego, że zdołała pokochać drania, a tu.... Jego wzrok padł na zdjęcia znajdujące się na kominku. Pierwsze - Serwiusz zaraz po urodzeniu, drugie jego ślub. Pamiętał, jaki czuł się wtedy szczęśliwy, a teraz... Patrzył dalej - fotografia z e szkoły. Nieopodal chatki Hagrida on - Severus, Lucjusz, Daphne i ONA. ONA. Nie, nie jest sam. Może na nich liczyć, zwłaszcza, że dziewczyny wracają. Uśmiechnął się i z tym wyrazem twarzy zasnął spokojnie, jak małe, niewinne dziecko, by stawić czoła kolejnemu dniu.