- O czym Ty wogóle do mnie mówisz?? Jak to, aresztowany, Nimfadoro!!??!! Jesteś tego pewna? - głos Jenny złamał się - tak rozumiem i dziękuję Ci bardzo, Tonks! ... tak... oczywiście... Miłego dnia! - dziewczyna odłożyła słuchawkę staromodnego telefonu i osunęła się na podłogę.
- Panienko? - Śmieszka uśmiechnęła się delikatnie - Panienko, proszę się nie martwić, panicz na pewno się wyliże. Wie panienka, panicz ma talent do pakowania się w kłopoty. Proszę, niech panienka wstanie i pójdzie ze mną do kuchni. Zaparzyłam gorącą czekoladę, proszę się uśmiechnąć!!
Przemowa Śmieszki, która odbyła się w tonie tak bardzo pocieszającym i uspokajającym, pomogła młodej kobiecie pozbierać się i podąrzyć za skrzatką. Gdy Jenny nie otrzymała żadnej odpowiedzi od Severusa od 3 dni, zaczęła się poważnie niepokoić. Dziś rano swoim pojawieniem się w dworku Snape'ów wzbudziła nadzieje w sercach skrzatów na powrót ich pana. Obie strony były kompletnie zdezorientowane, aż do telefonu do Tonks. Tak więc znalazła się tu, kompletnie sama, nie licząc paru skrzatów zajętych swoimi sprawami. Właściwie tylko Śmieszka siedziałą przy niej i patrzyła się na nią swoimi guzikowatymi oczyma.
- Teraz to Ty jestes ponura, Śmieszko! - uśmiechnęła się dziewczyna - Postaram się zasięgnąć języka, czy byłoby możliwe odwiedzenie Severusa w Azkabanie...
- O tak, tak! I panienka przyjdzie i nam powie, czego się dowiedziała? - krzyknęła skrzatka piskliwie
- Tak, Śmieszko, oczywiście.


Ani pocieszenia Śmieszki, ani oczywisty fakt, ze Severus teoretycznie powinien wydostać sie z Azkabanu za parę dni, nie pocieszył Jenny na tyle, aby jej powrót nie spowodował zagęszczenia atmosfery w Norze. Gdy w końcu Artur zdołał wydusić z córki powód jej koszmarnego humoru oraz jej plany odwiedzin więzienia dla czarodziei nie był żadnym z tych faktów specjalnie zachwycony. Jednak dziewczyna uparła się, że nie zostawi mężczyzny samego w takiej, bądź co bądź, przykrej sytuacji, a z delikatnym poparciem pani Weasley głowa rodziny musiała sie zgodzić na ustępstwo.
Postanowiono więc, że Jenny wraz z ojcem uda się do Azkabanu wieczorem tego dnia. Jednak mężczyzna zastrzegł, ze nie będzie przebywał w "tym przeklętym miejscu" dłużej niż kwadrans i niech "ta nawiedzona dziewczyna" się pospieszy z pocieszaniem "opętanego szaleńca". Na te i podobne oskarżenia obie panie reagowały wybuchami śmiechu.
Jednakże w momencie, w którym Jenny zobaczyła przed sobą stadko dementorów prowadzących tzw. rewizję wśród rzadkich odwiedzających, mina jej zżedła. Oczywiście, wejście do sekcji Azkabanu, gdzie trzymano morderców i innych oszołomów, było nadal niedostępne, aczkolwiek sprawa Snape'a była inna. Jego aresztowanie zostało nazwane "działaniem wychowawczym służącym zmianie postawy podmiotu wobec Winzengamontu". Jakkolwiek owo "wychowanie" miało wyglądać, Azkaban to Azkaban, dementorzy to dementorzy i strach pozostaje strachem. Jedynym światełkiem rozświetlającym tę sprawę był fakt, że owych "wychowanków" można było w nieograniczonym wymiarze godzin odwiedzać. Aczkolwiek nie polepszało to ich sytuacji - rzadko zdarzał sie śmiałek, któryby dobrowolnie przekroczył bramy Azkabanu nawet dla swojej miłości. Nie zależało to od odwagi czy męstwo osobnika, ale od jego naturalnych predyspozycji do walki z urokami dementorów.
- Grunt, że do przodu! - Jenny uśmiechnęła sie blado do ojca. Kulturalny auror prowadził Weasley'ów wzdłuż zatęchłych koorytarzy pełnych cel, w których widzieli tylko wielkie, wystraszone oczy, błyszczące w ciemnościach. Gdy w końcu doszli na miejsce, Jenny nawet tego nie zauważyła, tak wpatrzona była w otaczajacy ją niby-świat.
- Proszę państwa. Muszę państwu powiedzieć o warunkach odwiedzin. Wchodzicie państwo pojedynczo, na własną odpowiedzialność i z własnej woli. Zrozumiano?
- Tak, oczywiście. - odpowiedziała dziewczyna patrząc na ojca, który odczuwał silne dreszcze.
- W takim razie, kogo mam zaprowadzić?
- Mnie.
- Prosze tędy. - Auror prowadził Jenny wzdłuż korytarza cel pozostawiajac Artura z tyłu. Wszystkie cele były zamieszkałe, ale jej mieszkańcy albo spali albo byli zbyt wykończeni, żeby się ruszyć. Jenny z trwogą pomyślała o Severusie. Mężczyzna wskazał jej ostatnie drzwi na lewo i otworzył je bardzo wymyślnym ruchem różdżki.
- Proszę... I prosze uważać na siebie. Za 15 minut zgłoszę się po panią.
- 15 minut... wyszeptała. - ostrożnie przemknęła przez otwór i znalazła sie w celi. Nie było to zbyt skomplikowanie urządzone pomieszczenie. Na prawo bania z wodą i coś co służyło za wychodek, a w rogu rzucony, postrzępiony koc. Dziewczyna zrzuciła z siebie plecak i poczuła jak pieką ją oczy. Powolnym krokiem zbliżyła się do wypukłego kształtu ukrytego pod kocem. Uklękła przy nim i delikatnie odwróciła na plecy.
Jej oczom ukazał się widok straszny. Oczywiście nie spodziewała sie, ze twarzy Severusa nie zmieni głód i nędza tego miejsca, ale żeby tak? Przesunęła dłonią po jego czole, drugą ręką zsunęła z niego wilgotny koc. Severus leżał więc na kamiennej posadzce w letnim garniturze i drżąc wskazywał na niezadowolenie jego organizmu taką sytuacją.
- Severus, obudź się, proszę! - czuła jakby w gardle jej zaschło, nie mogła dużo mówić. Delikatnie przytuliła swoje wargi do jego ust.
- Jenny, co Ty tu... ? - głos Severusa wtulonego w jej gęste włosy był przytłumiony i słaby. - Nie powinno Cię tutaj być, masz w tej chwili się stąd zabierać, zrozumiano moja panno? - brzmiał smutno i monotonnie.
Jenny podsunęła jego głowę na swoje kolana. Patrzyła się na niego długo, a on starał się jej dorównać przez pół przymknięte oczy, co miało być wyrazem napływającej do niego błogości.
- Jak Ty jak się .. ja wiem ? ... czujesz?
- Szczerze mówiąc niezbyt skarbie, chociaż teraz, nie powiem, nawet nieźle.
- Severus ... - rozmówca usiadł o własnych siłach na przeciwko niej - Ja się pytam serio! Kiedy wrócisz, co się stało, dlaczego mi nie powiedziałeś o niczym, o co w tym wogóle chodzi? - w oczach dziewczyny zagotowały się łzy.
- Ciiii... malutka spokojnie, uspokój się. Nie krzycz i przede wszystkim nie płacz, to nie miejsce, dość tu płaczu i rozpaczy. - przysunał się do niej i obiął ją ramieniem. Przytulił mocno drżące ciało do siebie sadzajac Jenny na swoich kolanach. - Mała, zrozum, nie wyszło w Ministerstwie. To naprawdę nie moja wina. Już... - pocałował ją czule - już w porządku. Już tylko tydzień ... z małym hakiem. Co to tam dla mnie, nie? - starał się uśmiechnąć. To był chyba dobry znak.
- Severus ja tutaj będę jak najczęściej będe mogła! Obiecuję, że ja cię nie zo.. - zakrył jej usta ręką.
- Teraz posłuchaj mnie uważnie Jenny, nie przyjdziesz tutaj już nigdy więcej, rozumiesz? To nie jest miejsce dla Ciebie, nie chcę, zebyś mnie widziała tutaj, w takim stanie. Zrozumiano?
- Ale, Severus, Tobie nie pomaga takie spotkanie?
- Kochanie, oczywiście, ze tak, ale Ty.. Ty się nie możesz tutaj narażać. Prosze Cię, niech chociaż o to będe spokojny. Obiecaj, ze Cię tutaj już nigdy nie zobaczę!
- Ale...
- Powiedzmy, ze tego nie słyszałem...
- Jesteś uparty jak osioł.
- Dziękuję, bardzo Ci dziekuję, Ty mój Aniele Stróżu. - ponowna próba uśmiechu.
- Severus, razem z mamą spakowałyśmy Ci pare potrzebnych rzeczy. Nie mogę Ci zostawić całego plecaka, żebyś czasem ze sobą nie skończył i nie zakończył zabawy dementorom - prychnęła jak wściekła kotka.
I tak Jenny zaczęła długie wypakowywanie "najpotrzebniejszych" rzeczy. Po pięciu minutach...
- A tutaj masz jeszcze ciasto, które upiekła mama. Mam nadzieję, ze będzie Ci smakować. Strażnik się spóźnia, to chyba nawet dobrze. - uśmiechnęła się, odrzuciła włosy spadajace na twarz i wstała z klęczek. Wtuliła się mocno w stojącego mężczyznę. - Wiesz, tyle rzeczy Ci chciałam powiedzieć, całą drogę tutaj myślałam jak dodać Ci otuchy. Nic ciekawego nie wymyśliłam, wiesz. Musisz przeżyć, nie możesz mnie zostawić, poprostu nie i juz. Kocham Cię, wiesz? I nie dam Ci odejść. Jeśli nie chcesz żyć dla siebie, zrób to dla mnie. Błagam Cię. Nie poddawaj sie. - patrzyła mu prosto w zamglone oczy.
Severus właściwie nie miał pojęcia, co odpowiedzieć na te słowa, które go tak mocno poruszyły, ze miał ochotę nie wypuszczać tej małej istoty z własnych ramion. W momencie kiedy zebrał się w sobie, usłyszeli kroki aurora odbijające się głuchym dźwiękiem wśród kamiennych ścian. Jenny z impetem wpadła w usta profesora, mocno zacisnęła dłonie w jego włosach, czuła jego oplatające ramiona, chciała, żeby mogli tak zostać, tak na zawsze. Ale wtedy usłyszała cichy głos w swojej głowie
- Kochanie, musisz iść. Nawet nie wiesz, jak ciężko mi Ciebie odrywać od siebie. Nawet nie wiesz, jak bardzo tego nie chcę. Ale musisz już iść, bo zostawią Ciebie tutaj jeszcze, a tego bym sobie nie wybaczył. Podziękuj mamie za wszystko... I ja... ja Cię ogromnie kocham, nie zapominaj o tym słonko. - Ostatni mocny uścisk, ostatnie westchnienie z ust dziewczyny, a usłyszeli niemrawe chrząknięcie od strony drzwi.
- Emmm... ja mogę panią jeszcze zostawić na jakieś 15 minut, jeśli ... - zaczął nieśmiało młody strażnik.
- Nie, nie... pani już wychodzi. - Zwrócił sie w stronę aurora Severus. - Dziękuję - posłał mu przyjemne spojrzenie.
- Ale, Severus, mogę jeszcze zostać...
- Nie! rozmawialiśmy już o tym... I żebym Cię tu więcej nie widział. - dodał ciepło. - Do zobaczenia! - krzyknął, gdy drzwi celi się zamknęły.