Gdy tylko usiadł za kierownicą auta poczuł się szczęśliwy wiedząc, że to był dobry dzień. Nie, to było coś więcej niz dobry dzień. Ten dzień, to jeden z najcudowniejszych dni w całym jego pogmatwanym, pełnym zawodów życiu. Nawet krztuszący odgłos startującego auta nie przeszkodził mu w rozpływaniu sie w poczuciu satysfakcjonującego go zadowolenia z ubiegających właśnie 24 godzin. To było dziwne i niespodziewane uczucie w sercu Severus Snape'a. Ale może to właśnie szybciej bijące dziś serce, powodując jednocześnie dotlenienie mózgu, pozwoliło mu na tak zniewalające doznania. A może to tylko dotyk jej ust? Czyżby taka drobnostka mogła zniewolić tak bardzo otepiałe już zmysły mężczyzny? Szczęściem dla czarodzieja droga prowadząca do jego posiadłości była w miarę prosta, toteż nie musiał się zbyt koncentrować na drodze. W przeciwnym wypadku, z pewnością nie skończyłoby się to dobrze ani dla Severusa, ani dla ewentualnego drzewa występującego w roli przeszkody na drodze. Gdy tylko dojechał do dworku wyskoczył na podwórze zostawiając niedomknięty samochód za sobą i szybko wbiegł po schodach do sypialni. Będąc w pokoju rzucił się na łóżko w pełnym ubraniu, otulając się ciepłym kocem. W takiej oto pozycji miał go zastać kolejny dzień.

A nadchodzący już niedługo świt nie miał przynieść mu nadziei na dobry dzień. Dziś właśnie, miało się zacząć dochodzenie w sprawie o włamanie do mugolskiego domu przy Privet Drive 4. Ujmując sprawę krótko : koszmar. Severus nie przypominał sobie jednocześnie jakoby miał jakiekolwiek pozytywne wspomnienia związne z Ministerstwem Magii, aurorami i wszystkimi, następującymi po sobie Ministrami Magii. Zdawał sobie jednak sprawę z powagi sytuacji, wiedział jak bardzo jego papiery przemawiają za tym, ze może mieć coś do powiedzenia, na temat tego dziwnego zajścia. Uzbrojony w różdżkę i anty-veritaserum, swoją drogą ciężko wykrywalne przez tych głąbów z Ministerstwa, wyszedł z domu. Gdy półtorej godziny później zobaczył przed sobą ciężkie, dębowe drzwi sali przesłuchań, ciężko mu było oddychać.

Usiał posłusznie na wyznaczonym mu krześle. Rozłożył się na nim dumnie, prostując kręgosłup i patrząc prosto w oczy przedstawiciela Ministerstwa. I na dodatek ten Weasley, tak strasznie drażnił oczy, skrobiąc coś cały czas w tym swoim zaplugawionym notesie. Następne pół godziny ubiegło na próbie wyciągniecia czegoś z hogwarckiego mistrza eliksirów. Wszystkie pytania, zadane dosyć nie zgrabnie i mało precyzyjnie, nie dawały satysfakcjonującej aurorów odpowiedzi. Severus widział na ich twarzach rozsnący gniew, niezadowolenie.
"czy wie pan..."
"czy kojarzy pan sprawę.."
"co wie pan.. "
"co robił pan.."
"czy potrafi pan określić dokładnie.."
Jak grzecznie, jak potulnie, jak miło. Nie, najprawdopodobnie nie umiał. Severus wiedział, że to do niczego dobrego nie prowadzi. Przedłużające sie przesłuchanie i natarczywe pytania wzmagało jego nerwy, które tak bardzo starał się trzymac na wodzy. Ale i to nie pomogło. Po trwającej niecałą godzinę radzie komisji została mu przedstawiona decyzja.
- Panie Snape, w związku z pańskimi uchyleniami się od odpowiedzi Sądu Czarodziejów, wnoszę o dwutygodniowy areszt tymczasowy.
- Nie macie prawa wnosić o coś takiego! Przecież to jest niezgodne z prawem czarodziejów! Dostałem veritaserum, prawda? Odpowiedziałem na wszystkie Wasze pytania, nieprawdaż? Nie znaleźliście nic i to Was tak bardzo boli?
- Panie Snape, proszę powstrzymać swój temperament i usiąść na swoim miejscu, w przeciwnym wypadku będę zmuszona poprosić o wsparcie drużyny aurorów. Narusza pan także autorytet sądu...
- Powiedziałem, co miałem do powiedzenia. Nic więcej nie wiem, w sprawie wtargniecia na prywatną posesję państwa Dursley, czy to pani nie zadowala?
- Nie jest to moja prywatna opinia, ale opinia sądu. Jeśli pan przekroczy obszar tej sali, grozi panu zwielokrotnienie kary!
Ale w tym momencie było już za późno na wszelkie ostrzeżenia. Severus otworzył drzwi jednym pchnięciem. Rosnąca w nim agresja, spotęgowana została dodatkowo jawną próbą wymuszenia na nim zeznań przez "szanowny sąd społeczeństwa czarodziei". Poza tym, gdzie jest Dumbledore? Przecież to tylko dzięki jego gwarancji, że przesłuchanie będzie szybkie i bezbolesne, pojawił sie tutaj. W końcu nie od takich wezwań się uciekało i nie z takimi aurorami się dawało rady, prawda?

W tym momencie Severus zdał sobie sprawę, że nie ujdzie ani kroku dalej. Drogę zaszedł mu jakiś gruby jegomość w mundurze aurora.
- Ani kroku dalej!!
- Bo? - twarz funkcjonariusza poczerwieniała
- W imieniu ..
- Dobra, dobra, wiem. Nie musisz mi mówić tej wyliczanki, a teraz zjeżdżaj, bo mój czas jest cenny. - Severus zbliżył się do aurora, popchnął go tak i w ten sposób utorował sobie drogę. Jednak Snape'a i wyjście z Ministerstwa dzieliło w tym momencie tłum jakiś 30 aurorów wykonujących komendy krzykacza, który aktualnie starał się wstać z marmurowej podłogi.
"Mam dwie alternatywy... Albo rozwalę te szczeniaki i wieję, albo idę do Azkabanu na dwa tygodnie. Pomyślmy. Jak zwijeję, to co będę robić przez resztę mojego życia? Ciekawe co na to Jenny... Cholera, o tym bym zapomniał, przecież ja nie mogę teraz... Żeby to szlag... "
- No to gdzie ... panowie? Zostaw mnie palancie, sam pójdę.