Snape odszedł od biurka i podał list czekającej sowie. Przez chwilę patrzył, jak znika w mroku zapadającym już nad zamkiem Hogwart. "Już niedługo Selen wrócę, ale mam parę spraw do załatwienia."- pomyślał i wyszedł z gabinetu. "Dobrze, że Dumbledore dał mi czas na napisanie tego listu. Może to ostatnie moje słowa"- głośno przełknął ślinę. Bał się, jak żaden człowiek na świecie. Nie tylko o siebie. Nie chciał do siebie dopuszczać złych myśli, które same wdzierały się do umysłu. " A jeśli coś pójdzie nie tak? Co stanie się z..." Dreszcz przeszedł po ciele profesora. Wolał nie myśleć, nie myśleć o niczym. Wyszedł na błonia, po drodze spotkał paru ludzi. Wołali go. Nie rozumiał ich słów, nie poznawał twarzy. Wiedział, co musi zrobić. Wkrótce został sam. Transformował się. Mugole zauważyli tylko wielkiego nietoperza lecącego bezszelestnie. Zobaczył światło, dom, ludzi. "Śmierciożercy- jestem na miejscu."

Był na ciemnej, odludnej polanie, daleko od domostw ludzkich. Po środku stał niewielki domek. Wyglądał jak stanowisko leśniczych albo uboga chatka. To miejsce widziało wiele egzekucji i cierpień ludzkich. Wszyscy zebrani, głównie mężczyźni, przywitali się z nim i wyglądali na zachwyconych faktem jego przybycia. " Będą mieli dziś wieczorem niezłe widowisko"- stwierdził w duszy Severus. Spotkał Malfoy'a, który uściskał go jak brata, widział jego żonę, syna. "Nowy Śmierciożerca. Nawet nieźle się nadaje" Cóż za ironia losu, kolejny wychowanek Slytherinu po stronie Voldemorta.
- Mistrz Cię oczekuje!
Czekał na te słowa. Powolnym krokiem wszedł do chatki. Wiedział, co ujrzy.
Po otwarciu drzwi wejściowych, zobaczył imponujące salony urządzone z wielkim szykiem i rozmachem. Nikt nie mógł obojętnie przejść obok posiadłości Lorda Voldemorta. Lord pomimo, że stał się istotą wstrętną, wzbudzającą obrzydzenie nawet wśród swych najwierniejszych sług, lubił jak za dawnych czasów otaczać się pięknem. Mnóstwo służby, przede wszystkim pięknych kobiet ubranych w skąpe, bogato zdobione stroje. Były na prawdę niesamowitej urody, jednak wyraz ich twarzy wzbudził w Severusie wyłącznie litość. Smutek, rozpacz- to uczucia, które na długi czas będą królować w sercach służebnic czarnego Pana. " Mugolskie kobiety" mruknął Snape, gdy jedna z nich podbiegła do niego i poprosiła, by poszedł za nią. Weszli do nieoświetlonego, dużego pokoju. Nie napawał swoim pięknem ani przepychem. Skromny i mroczny, przepełniający grozą. W powietrzu czuło się woń stęchlizny i wilgoci. Jeden fotel, stół i kominek. Odwrócona plecami do przychodzących postać. Scena jak z dobrych filmów grozy.
- Witaj Severusie. Jak bardzo się cieszę, że w końcu zaszczyciłeś mnie swoim przybyciem. Nawet nie wiesz, jaki to dla mnie zaszczyt - Snape patrzył na Lorda z mieszaniną zaciekawienia i zdziwienia - Jednak mój przyjacielu - ciągnął dalej Voldemord - zawiodłem się na Tobie. - Na jego ustach pojawił się złośliwy uśmiech, a oczy zalśniły chęcią mordu.- Dobrze wiem, że wiedziałeś jak mnie przywołać do życia, wiem, że wyparłeś się mnie. Nie mogę Cię uśmiercić. Nie, jesteś mi za bardzo potrzebny! Jednak nie ominie Ciebie kara. CRUCIO!!! - wrzasnął Lord. - Będziesz cierpieć tak jak ja. - ciągnął dalej przekrzykując wrzaski Snape'a - Nawet nie wiesz jak czekałem na tę chwilę, gdy będziesz wił mi się u stóp! Zawsze chodziłeś dumny, czułeś się ważny. Może chciałeś mnie zastąpić??? Chciałeś wyeliminować Lorda Voldemorta?!?
- Nie...panie...ja...nigdy... - dał się słyszeć zduszony głos Severusa.- nie śmiał bym...panie błagam....
- NIE JĘCZ SNAPE!!!! - wybuchnął Lord - A teraz posłuchaj mnie uważnie- pochylił się nad leżącą u jego stóp ofiarą - jeżeli nie będziesz mi wierny, jeśli choć raz będziesz miał jakieś wątpliwości, pomogę Ci się ich pozbyć. - tu uśmiechnął się złośliwie i z satysfakcją w oczach patrzył na cierpiącego Śmierciożercę. - Nie będę powtarzał, - syczał mu wprost do ucha - wracaj do swojego śmierdzącego Hogwartu i miej oczy szeroko otwarte, wiesz o czy mówię. - Odwrócił się i wyszedł z pokoiku.
Severus został sam. Wkrótce zaklęcie przestało działać, jednak on jeszcze długo leżał na podłodze. Patrzył na przymknięte drzwi. Tak bardzo chciał wyjść za nim, unicestwić go, rozszarpać choćby gołymi rękami. Oczy lśniły mu łzami upokorzenia, a jednocześnie iskrzyły się w nich iskierki buntu. Ale Snape nie płakał, on nigdy nie płakał, nie mógł sobie nigdy na to pozwolić. Powoli wstał. Krok po kroku posuwał się w kierunku wyjścia. Wyszedł na zewnątrz. Wiatr zmierzwił mu włosy, odetchnął. Z powrotem transformował się w nietoperza. Nie pamiętał jak, nie pamiętał też, kiedy trafił do zamku. Obudziło go pukanie do drzwi i donośne...

- SEVERUSIE!!!! - profesor McGonagall dobijała się do jego dormitorium - Severusie otwórz te drzwi!!! Już późno!!!
Wstał i przygładzając włosy przekręcił klucz w zamku. Profesor wpadła do pokoju. Widać było, że cieszy się, że go widzi.
- Chyba zaspałem- wybąkał wreszcie Snape- czuł się odrobinę zmieszany stojąc tak w poszarpanym stroju przed mierzącą go z góry na dół kobietą. - Obiecuje, że to już się nie powtórzy. - Myślał, że będzie go łajać. Ale ona spojrzała na niego ciepło i przejechała ręką po jego twarzy.
- Udało się? - zapytała w końcu - Strasznie wyglądasz.
- Nic mi nie jest. Dostałem szansę. Jakoś dam sobie radę. Na razie nie ma do mnie zaufania ani zbyt dużych wymagań. To dobrze i źle. - Zaczął Snape, gdy McGonagall usiadła, a on zaczął się doprowadzać się do porządku - Źle, bo za dużo się od niego nie dowiem. A dobrze, bo nie muszę wymyślać, przynajmniej na razie, żadnych wymówek. - mówił przeszukując szafę za czymś do ubrania - Nie było lekko, ale dało się wytrzymać. Teraz się dopiero zacznie. Jest ich wielu, naprawdę! Większość to kryminaliści. Zdarzają się nawet mugole - mafia. Ale to rzadko.
- Proszę się nie dziwić - dodał widząc minę profesor - Lord potrzebuje wielu sług.
- Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak to wszystko jest skomplikowane.
- Jakoś damy radę.
Po tych słowach Snape był gotowy. Wychodząc spojrzał w lustro. Widząc swoje odbicie zrozumiał pełnie słów profesor McGonagall. Wyglądał fatalnie. Był bledszy niż zwykle, włosy za nic nie chciały się ułożyć i to posiniaczone ręce...
Z lustra przeniósł swoje spojrzenie na zdjęcie leżące na półce. Nie ruszało się jak wszystkie magiczne fotografie. To było zwykłe, Mugolskie zdjęcie, przedstawiające ładną młodą kobietę o ciemnych włosach trzymającą na rękach małe dziecko. Najwyraźniej spało, a matka uśmiechała się łagodnie. "Jakby patrzyła się na mnie" - pomyślał wpatrując się w nią. Podszedł do półki i przyglądając się zapomniał o stojącej w progu profesor.
- A więc to jest Selene? - Severus drgnął na dźwięk jej słów.
- No tak, nigdy jej nie widziałaś.
- Ani jej, ani Serwiusza. - Wzięła ramkę z fotografią do ręki - Masz bardzo ładną żonę Severusie - Zaczerwienił się na te słowa - A twój syn...skóra zdarta z ojca - Severus roześmiał się. Jak miło było usłyszeć takie słowa po wczorajszym wieczorze. Ale fakt faktem Serwiusz był do niego podobny. Te same włosy i układ twarzy, tylko oczy i nos po matce. - Na pewno jesteście bardzo szczęśliwi.
- Tak, bardzo. - Oczy Mistrza Eliksirów rozbłysły tym ciepłem, które zawsze rozświetlały jego twarz, gdy wspominał żonę. W takim stanie nie widział go żaden uczeń. Minerwa widziała go kiedyś takim. Ale to było dawno, bardzo dawno, już prawie zapomniała, że jej kolega potrafi się uśmiechać.
- Chodźmy już. Spóźnimy się. - powiedział Snape. Odwrócił się na progu w stronę fotografii swojej rodziny i szepnął prawie niedosłyszalnie.
- Kiedyś załatwię niedokończone sprawy, a wtedy....
Drzwi zamknęły się z lekkim skrzypem, a potem słychać było tylko stukot wielu obcasów obijających podłogę Hogwartu- najbezpieczniejszego miejsca na świecie, nie tylko dla uczniów.....