Severus usiadł na kanapie naprzeciwko kominka. Był wściekły. Nie obchodziły go łzy kobiety, nie zwracał uwagi na cichy szloch wydobywający się z pokoju. Poczuł się, jakby ciężki głaz naciskał na jego serce, jakby miał się udusić. Wstał. Podszedł do barku i wyciągnął największą butelkę whisky. Odciągnął korek i pociągnął ogromny łyk. Poczuł, jak ciepło trunku rozlewa się po nim, jak kołacze się w jego głowie, uspokaja. Usiadł na kanapie ręką zaciskając szyjkę butelki.


„Lepiej będzie, jeśli damy sobie spokój z tym cyrkiem”- Te słowa kołatały się w głowie Jenny. Czuła, że cała twarz jej się rozpala, mogła to przewidzieć.
„On nigdy się nie zmieni. Zawsze będzie tym Severusem Snape’em, dzieckiem Czarnej Magii, którego tak bardzo chciał wyeliminować Black i Potter. Zawsze będzie miał te „swoje czarne sprawy”. Czy nadejdzie taki dzień, kiedy będzie tym, kim był przez ostatnie dwa dni? Jeśli całe ich życie będzie taką szarpaniną, to bez sensu zabiegać o cokolwiek”
Usiadła na łóżku. Zobaczyła świeże kwiaty przyniesione prosto z ogrodu.
„Nie, to bez sensu, za długo był sam, zbyt wiele przeżył, nie potrafię mu pomóc. Nie mam na dość siły, żeby to wytrzymać, nie teraz, dopiero wróciłam. Tak, Severusie, masz racje, nic nie jest takie łatwe, jak się pozornie wydaje. Mi tam też nie było łatwo. Każdy dzień szarpaniną o byt. Ja też chyba nie umiem już być z nim, wydawało się przez chwilę, że będzie idealnie, że będzie, jak było. Szkoda, że nigdy się nie przekonam, jak mogłoby być”
Wstała z łóżka. Ściągnęła bluzę z wieszaka , rzuciła okiem na pokój i wyszła. Zeszła po schodach i ujrzała sylwetkę Severusa na kanapie. Patrzył na nią tymi czarnymi oczyma. Wilgoć napłynęła do jej oczu. Chciała rzucić się mu na szyję, dać spokój kłótniom, poczuć jego pocałunek na ustach, ale nie...Jej spojrzenie zdawało się mówić : Nie tym razem Severusie. Zobaczyła otwartą butelkę Whisky w jego ręce. Zrozumiała żałość tej sytuacji, ale wiedziała, że nie ma odwrotu, że musi wyjść z tego domu, nie może pokazać, jak bardzo mu na nim zależy. Odwróciła wzrok. Ruszyła szybkim krokiem do drzwi.
- Jenny... - usłyszała cichy szept. Przystanęła.
Nie, nie może się zawahać, zbyt wiele nerwów kosztowała ją ta cała sytuacja. Drzwi zatrzasnęły się głośno.


Kiedy zobaczył, jak ostrożnie stąpa po schodach, serce rozdarło się mu na pół. Odejdzie. Tak, po raz kolejny, odchodzi od niego. Popatrzyła się na niego błyszczącymi oczyma, widział, że są wilgotne przez niego, ale tak nie musiało być, nie musieli się wcale kłócić. Nie zaufała mu w najważniejszym dla nich momencie. Nagle odezwała się jego duma. Nie, nie będzie za nią biegł, nie będzie błagał, nie tym razem, Jenny. Odwróciła się plecami.
- Jenny... - jęknął.
Usłyszał trzaśnięcie drzwi.
„Dlaczego, musiałem się odezwać? Dlaczego do jasnej cholery? Niech i tak będzie Jenny... Niech będzie jak zechcesz... „
Butelka roztrzaskała się o ścianę, a jej odłamki oblane pozostałością whisky lśniły w blasku słońca.


- Mówię Ci, Arturze, kiedy zobaczyłam ich razem, to było coś, coś dziwnego. Ja nie spodziewałam się po nim czegoś takiego. Kiedy tylko wrócił Jenny rzuciła się na niego z okrzykiem radości, zarzuciła mu ręce na szyję, jakby nikogo nie było w pokoju. A on odwzajemnił uścisk i tak stali przytuleni. Cały czas coś sobie szepcąc. - opowiadała z uśmiechem mężowi pani Weasley.
- Ja nie rozumiem, skarbie, z czego tu się cieszyć. Przecież on... no sama wiesz, Molly, to nie jest najlepsza partia dla niej.
- Wiesz, nie spodziewałam się tego po Tobie, sądziłam, że dla Ciebie ważniejsze są uczucia niż zdrowy rozsądek. Arturze, oni są zakochani, czy Ty tego nie rozumiesz?
- Severus Snape i miłość, wybacz, że nie uwierzę. Jesteś zbyt łatwowierna Molly, nie miej mi tego za złe, ale taka jest prawda. Dopiero, co odzyskaliśmy córkę, ciekawe, co powiedzą dzieciaki na to, że ich siostra i ich profesor ... no nie bądź śmieszna.
- Ciekawe, co powie Ron na to, że jego siostra, którą dawnośmy pochowali, kiedy on był w przewijakach, żyje. Od tego zacznijmy, Arturze, a może potem, zacznijmy wyjaśniać im życie uczuciowe naszej córki, pozwolisz?
- Może masz racje, ale ja się o nią boję, nie chcę, żeby się w coś wmieszała, czy to takie dziwne?
- Nie, tylko, że nie możesz wtrącać się w jej życie. Ktoś puka, otworzę.
Pani Weasley podniosła się z krzesła i ruszyła w kierunku drzwi. Gdy je otworzyła zobaczyła skuloną postać.
- Mamo, nie byłby to dla Was problem, gdybym została dzisiaj na noc? - Jenny zapytała cicho
- Dziecko, nie pleć bzdur, wchodź, co się stało? - zapytała kobieta zmartwionym głosem.
- Zrobił Ci coś ten gbur?
- Tato, nie mów tak o nim. Pokłóciliśmy się, to wszystko. Musimy nabrać dystansu do siebie. - mówiła jakby recytując z pamięci nauczoną regułkę. - A poza tym, chyba najwyższy czas, żebym spędziła z Wami wszystkimi trochę więcej czasu, prawda? - dodała weselszym tonem.
- Oczywiście, Jenny, rób jak chcesz, to wspaniale, że zamieszkasz chociaż trochę z nami, bardzo się stęskniliśmy za Tobą. Poza tym, to przecież Twój dom, możesz tu mieszkać ile tylko zechcesz, a my będziemy z tego bardzo szczęśliwi.