- Podobnie jak ja. - ciagnął dalej Snape - Nie bój się zabiorę Ciebie ze sobą do piekła, jeśli tylko znów coś spartoczysz - paskudny uśmiech wykrzywił jego twarz. - A teraz szybko, zbieraj swoje graty, Potter. Nie gap się, tylko do roboty, nie mam całej nocy!!
Harry zerwał się i zgarnął cały swój dobytek do kufra.
- Teraz sowa... - warknął Snape. Po plecach Harry'ego przemknął nieprzyjemny dreszcz.
"Co on zamierza zrobić z Hedwigą?!?" - przemknęło mu przez myśl, gdy nagle zobaczył Snape'a trzymającego sowę za nogi.
- Silencio - szepnął cicho i spojrzał na migocący w delikatnym świetle księżyca zegarek - Już czas, Potter. - powiedział wskazując na otwarte okno.
W tym samym momencie Harry usłyszał delikatne pyknięcie i ujrzał na parapecie swojego okna siedzącą kobietę. Ciężko było w tych ciemnościach określić jej wiek czy też urodę. Jedyne punkty, jakie odróżniały się od czarnego tła nocy to jasnozielone oczy błyszczące teraz jakimś niesamowitym blaskiem. Harry patrzył na nią długo, jakby chciał rozpoznać w niej kogoś znajomego. Nagle usłyszał dźwięk dochodzący z tyłu:
- Invisibility! - syknął Snape i pchnął go w kierunku okna, a sam ruszył w kierunku drzwi. Harry rzucił okiem na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała owa nieznajoma, lecz ku jego zdumieniu, zamiast niej zobaczył czerwono-złotego ptaka, tak bardzo podobnego do Fawkensa.
Ptak podfrunał i gdy tylko jego pazury musnęły szaty chłopca, poczuł on, że robi mu się dziwnie ciepło. Nagle zakręciło mu się w głowie i miał wrażenie, ze zaraz upadnie na ziemię. Jednak nic takiego się nie stało, feniks trzymał go mocno za kołnierz koszuli. Wzrok Harry'ego z przerażeniem powędrował ku własnym stopom, które zajęły się szarym, zimnym płomieniem. Popatrzył na animaga. W jej oczach malował się spokój, pełne skupienie i ogromny wysiłek. Wtem poczuł mocne uderzenie w okolicy pępka. Zamknął oczy. Do ich otwarcia zmusiły go mocny ból w czaszce. Leżał na starej, sfatygowanej już kanapie, pamiętającej zapewne dużo więcej niż sam Harry. Lekki jęk wydobył się z ust chłopca, gdy tylko spróbował podnieść głowę. Na ten dźwięk w pokoju pojawiły się dwie postacie. Pierwszą z nich rozpoznał od razu po ogniście rudych włosach. Pani Weasley pochwyciła go w swoje ramiona i delikatnie pocałowała w policzek.
- Harry, jak dobrze że jesteś cały! - wyszeptała.
Długo szukał w pamięci postaci drugiej kobiety. Nie mógł za nic w świecie przypomnieć sobie, gdzie widział tą twarz. Ona najwyraźniej zadowolona wynikiem inspekcji, odwróciła się na pięcie i podeszła w kierunku drzwi. Gdy je otworzyła, spojrzała ostatni raz na niego i popatrzyła mu prosto w oczy.
- To pani... - szepnął Harry. Nieznajoma uśmiechnęła się nieznacznie, rozchyliła delikatnie usta, jakby chciała coś odpowiedzieć, ale szybko je zamknęła i wymaszerowała z pokoju.
- Pani Wealsey, co się stało? Kim jest ta kobieta? Dlaczego Snape był na Privet Drive? - wyrzucił z siebie Harry.
- Spokojnie, Harry, wszystko po kolei. - odpowiedziała mu z dobrodusznym uśmiechem.
.....

Severus zamknął drzwi od sypialni Harry'ego i bezszelestnie zszedł na dół. Tak jak planował, całe zajście nie trwało dłużej, niż trzy minuty. Wyszedł na zewnątrz.
- Lumos! - szepnął. Różdżka rozświetliła się blaskiem, a postacie na rogu Wisteria Walk poruszyły się. Dziesięć metrów od domu rozdzieliły sie na dwie grupy. Jedna skręciła w kierunku kryjówki Malfoy'a, natomiast druga przemknęła miedzy filarami i znalazła sie obok Snape'a, który trzymał otwarte drzwi.
- Co tak długo, Snape?? - warknął na profesora Riddle.
- Nie mam w zwyczaju otwierać mugolskich zamków bez użycia magii. - zauważył ironicznie Severus.
- Licz się ze słowami, psie! - syknął Voldemort wyraźnie oburzony jego zachowaniem.
- Wybacz, panie. - czarna postać zgięła się w pół przed Lordem.
- Tak lepiej, Snape. - stwierdził mężczyzna patrząc na kłaniającego się przed nim człowieka. Nie wiedział jednak, że gdy tylko się odwrócił, czarne oczy zabłysły nienawistnym płomieniem.
- Pettigrew! - szepnął Lord - Do mnie! - Na dźwięk tych słów z tłumu Śmierciożerców ktoś wypchnął niskiego, skulonego i przestraszonego mężczyznę. - Prowadź!
Peter wszedł w mrok otulonego senną atmosferą domostwa. Na początku stanął odrobinę zdezorientowany, jednak czując na sobie gniewny i badawczy wzrok Lorda, szybko znalazł schody prowadzące na pierwsze pietro, bezbłędnie minął najpierw sypialnie Dudley'a, a następnie pokój ciotki Petunii i wuja Vernona. Piętnaście zakapturzonych postaci zatrzymało się przed masywnymi drzwiami prowadzącymi do miejsca, gdzie powinien spokojnie spać Harry Potter. Pettigrew drżąc przesunął się w kierunku wejscia.
- Precz! - warknął Voldemort i odepchnął Petera tak, że ten wpadł na najbliżej stojącego Śmierciożerce, który spojrzał na niego z niesmakiem. Natomiast Lord, pewny juz swojej wygranej, szybkim ruchem natarł na klamkę. Przestąpił próg pokoju. Podszedł do łóżka i jednym ruchem ręki zdarł z niego kołdrę.
- Tym razem nie wywiniesz się, synu szlamy i zdrajcy własnej krwi! - okrzyk ten zamarł mu na ustach. Przez chwilę stał cicho i wpatrywał się w jeden punkt, gdzie jeszcze przed paroma minutami leżało ciało Harry'ego Pottera. Dotknął posłania, jakby chcąc się upewnić, że to nie jest koszmar, a pościel była jeszcze ciepła od jego ciała. Śmierciożercy zamarli w bezdennej ciszy.
- Severusie, miałeś rację, - dźwięk głosu Lorda obudził ich z odrętwienia - w naszych szeregach jest zdrajca.
- Tak, panie. - Po plecach Severusa przebiegł zimny, nieprzyjemny dreszcz.
- Z dzisiejszego zajścia należy wyciągnąć wnioski i należyte konsekwencje.
- Oczywiście, panie.
- Bardzo łatwo można dojść, przez kogo operacja zakończyła się niepowodzeniem. - popatrzył na grupę swoich popleczników, potem na Severusa, a następnie na puste posłanie. - Ten ktoś, nie zasługuje na szybką śmierć i nie jest godzien, aby ktokolwiek z Was ulżył mu odbierejac mu jego nędzne życie. Można się było tego domyśleć, w końcu zdrajca zawsze pozostaje zdrajcą i nie powinien mieć oporów zdradzić i nas. - ciągnął jakby z rozmysłem, a głos mu drżał od hamowanej złości. Oczy zaś miotały błykawice, jak oczy szaleńca.
Severus czuł, że robi mu się niedobrze, a krew zastyga mu w żyłach. "Więc to już koniec. Tak kończy się moja pomoc dla Zakonu. Za trzydzieści sekund będę zimny. Szkoda tylko, że nie mogłem jej wszystkiego wytłumaczyć,powiedzieć dlaczego..."
- Wszyscy dobrze wiecie, jak karzę niesubordynację. Lecz ten przypadek jest wyjątkowy. Nie będziemy brudzić sobie rąk, zostawimy go Śmierciożercom, którzy jeszcze są w Azkabanie - paskudny uśmiech wykrzywił twarz Voldemorta. - Snape! - Severus wzdrgnął się na dźwięk swojego nazwiska wypowiedzianego w takim momencie. - Przywiąż Pettigrew do łóżka, z nastaniem poranka zapłaci on za wszystkie przewinienia, niech tylko dorwą go te psy z ministerstwa! Zobaczymy, co powiedzą na temat Twojej domniemanej śmierci, Pettigrew! Może Dumbledore uratuje Ci siedzenie, skoro tak mu pomogłeś w uratowaniu jego pupilka, ale wtedy wiec, że któryś z nas dosięgnie Cię, a wtedy radzę być uzbrojony w coś skuteczniejszego niż tylko w różdżkę!
Gdy tylko skończył to swoiste przemówienie, Śmierciożercy wybuchnęli już nie hamowanym, okrutnym śmiechem. Severus popchnął Patera na łóżko tak, że nie miał żadnej szansy obrony przed magicznymi więzami, które świsnęły z różdzki Śmierciożercy i omotały szczelnie Glizdoogona.
- Zobaczysz, pożałujesz tego! Wszyscy usłyszą, kim jesteś, ścierwo! - warknął przez zaciśnięte żeby, ale natychmiast tego pożałował. Snape uderzył go mocno w twarz, a krew pociekła Peterowi z nosa, na co Śmierciozercy zareagowali demonicznym śmiechem.
- Zobaczymy, kto i czego pożałuje, Pettigrew. Pomyśl sam, jeśli jesteś do tego zdolny, kto uwierzy komuś, kto przez parenaście lat ukrywał się i zfabrykował własną śmierć? Przemyśl to, do świtu masz dużo czasu.
- Chodź już, Severusie, szkoda czasu na to ... na to coś. - powiedział Voldemort z metalicznymi nutkami w głosie. - Panowie, wychodzimy. - i wyszedł z pokoju prowadząc za sobą rozbawiony tłum czarnych postaci, z których tylko dwie wiedziały, co tak naprawdę się stało.